Wszyscy koncentrują się na palcu Lichockiej, a umyka nam to, co ważne.
Na przykład to, że po lewej stronie sceny politycznej nie dzieje się najlepiej. Przykłady można oczywiście mnożyć, jednak na mnie nic tak nie działa, jak swoista specjalizacja Roberta Biedronia. Polega ona na tym, że bez względu na wszystkie ściemy czy wręcz kłamstwa, wraz ze sprzedażą SLD swojej „nowej jakości”, jaką miała być Wiosna, Robert nadal najlepiej czuje się w byciu politycznym szołmenem objeżdżającym Klechistan. I nie ma znaczenia, że nic lub niewiele za tym idzie. Znaczenie ma jedynie trwanie w oklaskach, bezsensowne przedstawianie swoich ministrów w przyszłej kancelarii prezydenta, czy dalsze kreowanie się na kogoś, kim mógłby zostać, gdyby nie polityczne ego. Zresztą prawda jest taka, że Biedroń już nic nie musi, wszak załatwił sobie europejską emeryturę. Przypomnijmy, że nie będzie jej miała prof. Monika Płatek, choć miała mieć, ale pieniądze Robertowi nie śmierdzą, szczególnie że przez większość życia robił na marginesie polskiej polityki.