Jeśli jakiejś wiadomości udało się przełamać permanentny w mediach amerykańskich dyktat tematu „pandemia” – to znaczy, że była wyjątkowo poważna. Udało się tego dokonać czwórce policjantów z Minneapolis. Lecz oni byli tylko iskrą, która wywołała eksplozję.
Nakręcony komórką 25 maja film obiegł lotem błyskawicy wszystkie media i portale społecznościowe w USA, elektryzujące komentarze opublikowały wszystkie gazety. Głowa czarnego mężczyzny, leżącego twarzą w dół na jezdni; jego szyję przyciska kolano białego policjanta. Widok, który wywołał paroksyzm oburzenia. Policjant miał ręce w kieszeniach. Mężczyzna się nie ruszał, rzęził: „Puśćcie mnie! Nie mogę oddychać, umieram! Mamo!”. „Zrelaksuj się!” – taką radę miał dlań policyjny oprawca. Telefon nagrywał makabryczną scenę przez dziewięć minut. Film pokazał także drugiego (białego) policjanta. Z wyzywającą miną obserwował tłum alarmujący: „Puśćcie go! Przecież on nie stawia oporu!”, „Co mu robicie!”, „On się dusi!”, „Krew mu leci z nosa!”. Katowany człowiek zamilkł, lecz kolano policjanta uciskało jego szyję jeszcze trzy minuty. Nadjechała karetka. Kilka godzin później media poinformowały, że 46-letni George Floyd nie przeżył.
Pogłębiający się z dnia na dzień kryzys społeczny nie mógł przyjść w gorszym momencie. Stany są w centrum pandemii, ponad 100 tys. ludzi zmarło, podczas demonstracji następni zarażają się koronawirusem. 40 mln osób straciło źródło utrzymania. Prezydentem jest człowiek nieobliczalny. Zapowiada użycie „uzbrojonego po zęby” wojska, by przywrócić porządek. Dramat i masakra wiszą na włosku.